Cześć! Jestem tu nowy i zarazem jestem autorem posta na wykopie dotyczącego praktyk nazwa.pl. Z racji tego, że z nazwą mam do czynienia od roku 2005 (wtedy nazywali się NetArt) i poleciłem kilku(nastu?) osobom ich usługi, to uważam się za dość kompetentnego gościa, aby móc szczerze opowiedzieć jak to wesoło jest być klientem tejże firmy.
Może zacznę od tego, że w roku 2005 obsługa klienta jak i możliwości serwerów nazwy były naprawdę konkurencyjne. Firma szybko się rozwijała, ich serwery miały niezłe parametry, quota też była niczego sobie, panel i jego interface był całkiem przystępny, także wszystko się zgadzało. W pewnym momencie nastąpił przełom. Zaczęło się od fikołków związanych podziałem kont. Nazwa wprowadziła sztywny podział 50/50, gdzie pierwsza połowa przeznaczona została na pocztę e-mail i bazy danych, druga zaś na resztę. Jakby tego było mało, potężne mózgi wyczaiły, że przecież istnieje kilka dodatkowych metod na ukrócenie zasobożernych zapędów użytkowników, wprowadzając minimalny rozmiar bazy danych na poziomie 1GB - identyczny jak minimalny rozmiar konta e-mail. Jeśli ktokolwiek programował stronę internetową to wie, ile giga zajmuje zwykle baza danych dowolnej strony internetowej... Oczywiście dział obsługi klienta tłumaczył to dobrem serwera i użytkowników. A nazwy? Oj nie, tylko użytkowników. Takie posunięcia były dla nas, nie dla nich. Bo tak.
Potem przypał z SSLem, gdzie najpierw wciskali każdemu do gardła Let's encrypta, a potem postanowili się jego pozbyć na rzecz komercyjnych rozwiązań. Nie wiem czy pamiętacie, ale pierwsze dni wprowadzające nową politykę firmy uniemożliwiały wgranie zewnętrznego certyfikatu. Spryciarze z nazwa.pl postanowiły zamknąć możliwość wgrania jakiegokolwiek bezpłatnego klucza, ale w miarę szybko wycofali się z tego pomysłu, bo w internetach zaczęło się robić gorąco. Oczywiście wprowadzono ręczny sposób aktualizacji (dla naszego dobra) pozostał do dzisiaj.
Chcecie może kod AuthInfo? No problemo! Wystarczy wysłać list pocztą tradycyjną i potem otrzymać klucz, pocztą tradycyjną. Wiecie dlaczego tak jest? Dla naszego bezpieczeństwa. Jest tylko jeden motyw. Dwa lata temu postanowiłem uciekać z nazwy z całym swoim majdanem. Muszę tu zdradzić, że ponad 40 lat mieszkam pod tym samym adresem. Warto to tutaj zaznaczyć. Zgłosiłem chęć otrzymania kodu AuthInfo - w sensie wygenerowałem go przez panel - i wysłałem w kopercie do nazwy... No i czekam, czekam, dzwonię, gdzie mój kod, a tam info, że mają jeszcze kilka dni, aby go wysłać. Ok. Dzwonię ponownie po tych kilku dniach i proszę o numer listu przewozowego: luzik. No i tak patrzę sobie w tenże list przewozowy i nagle pojawia się informacja, że z powodu nieistniejącego adresu przesyłka wraca do nadawcy... Oczom nie wierzę. Jedna z domen za chwilę wylatuje w kosmos, nowy cennik został wprowadzony pomiędzy moim listem w sprawie AuthInfo, a tutaj taki motyw. Oczywiście w pierwszej chwili hejt na Pocztę Polską... Ale nagle do mnie dochodzi, że zanim będę kręcił aferę, poproszę nazwę o zdjęcie adresu, który został umieszczony na kopercie. I co? I JAJCO! Chcesz adres? Ok, tylko przez sąd, bo oni go nie dadzą, bo wiadomo: dobro użytkownika. Czyli równie dobrze mogli wpisać prawdziwe miasto, kod, ulicę, ale numer domu 666/666... W skrócie: zostawiłem domenę na pożarcie. Miałem ją 10 lat i działający serwis. Malutki, bo realnych użytkowników dziennie było około 300-400, ale trudno. Nie dałem im zarobić.
Jeszcze dzisiaj napiszę więcej o super działającej poczcie e-mail, gdzie mając 40 komputerów, 40 systemów i 40 Outlooków w 3 miastach w Polsce nagle przestaje działać IMAP (odpowiedź nazwy: wina Windowsa, Outlooka, dostawcy internetu, konfiguracji), czy o sytuacji, gdzie nazwa zapomniała sobie kupić certyfikat na poczta.nazwa.pl i na 3 dni zostały odcięte wszystkie poczty.
Teraz półroczne faktury dotyczą firmy, która ma tam ponad 20 domen (wiecie ile kosztuje domena w nazwie?), dwa serwery (cena za drugi przyjdzie niebawem) i kilka certyfikatów... I to ja ich namówiłem, naście lat temu, aby weszli w interes z nazwa.pl. Amok.